poniedziałek, 29 kwietnia 2013

2.

Na dźwięk domofonu zwlekłam się z łóżka, po czym pobiegłam do drzwi, żeby jak najszybciej wrócić do ciepłej pościeli. Owinęłam się dokładnie kołdrą, ale spokój nie był mi pisany tej nocy. Poczułam dwa mocne uderzenia w materac postępujące po sobie.
  -  Nikky, jak się czujesz?!  - krzyknęła mi do lewego ucha Pierre, a widząc, że Monika szykuje się do tego samego, tylko z drugiej strony zatkałam jej usta ręką.
  -  Dobrze mi się spało, ale mnie obudziłyście. I strasznie boli mnie głowa, fizycznie pięć na dziesięć psychicznie osiem na dziesięć. Nie ma się o co martwić, albo kładziecie się ze mną albo spierdalajcie na drugie łóżko. Chcę spać, jest piąta rano...  -  Zapaliłam fajkę.
  -  Martwiłyśmy się Nnnni-niiico-coll.. eee...  -  Monika nieźle się upiła, skoro nie mogła wypowiedzieć nawet "Nicole".  -  Maszz jak-kąś mii... skę?
  -  Leć do łazienki, idiotko, jak zarzygasz mi podłogę, to cię zabiję. Jakbyś czegoś potrzebowała, to mów, albo weź sama. Zaraz do ciebie przyjdę.  -  Odczekałam, aż doszła do łazienki.  -  Ile wypiła?
  -  Nie mam pojęcia, zgubiłam ją zaraz po tobie. Później znalazłam ją, jak klęczała w kiblu. Z miejsca zamówiłam taksówkę i przyjechałyśmy tu, chociaż ona chciała wracać do domu. Wyobrażasz sobie, gdyby w takim stanie weszła?
  -  Pójdę ją przebrać i położę spać. Ty też sobie coś ode mnie pożycz. Naprawdę chciałabym choć trochę odespać, żeby nie mieć aż tak dużego kaca.
Zebrałam Monię z podłogi, umyłam buzię, przebrałam w którąś z męskich koszulek i zaprowadziłam pod ramię do pokoju. Wymamrotała niewyraźnie "dz-dzi-kujęę", ucałowałam ją w czoło na dobranoc, a ona zaczęła już po chwili słodko pochrapywać.
Pierre patrzyła mi uważnie w oczy.
  -  Nikky, Jake nic ci nie zrobił?
  -  Nie, maleńka, jestem cała. Jakiś superman mnie uratował  -  opowiedziałam jej o nagłym pojawieniu się superbohatera.  -  No, dał mi swój numer, ale ja sobie poszłam. Nawet nie wiem, gdzie mam tą kartkę, chyba ją wyrzuciłam, nie pamiętam.
  -  No jak to, nie dość, że cię uratował, to jeszcze nawet nie zadzwonisz podziękować? Jak wstaniemy rano, od razu znajdę ci ten numer i dzwonisz.
  -  Przemyślę to  -  rzuciłam dla spokoju.  -  Dobranoc, Pierre.
Położyłam się twarzą do ściany, zamknęłam oczy, ale zanim zasnęłam jeszcze długo rozmyślałam o własnych uczuciach, które chyba gdzieś, kiedyś zgubiłam z kolejną kreską kokainy.

***

Włączyłam głośno Everything about you wsypując Nestle Fitness do trzech czarnych miseczek. Zaparzyłam trzy kawy i obowiązkowo wyjęłam dwa litry wody. Coś czuję, że dziewczyny będzie nieźle suszyć, a w razie, gdyby bolała je głowa, mam chyba gdzieś aspirynę.
  -  Wyłącz to, zwariowałaś?!  -  krzyknęła Monika z wyrzutem.  -  Głowa mi pęka.
  -  Widzę, że dobrze spałaś!  -  uśmiechnęłam się szeroko i podałam jej miskę.  -  Smacznego.
Od razu mi wybaczyła. 
  -  Serio, Nicole, więcej nie piję.  -  Aha, słyszę to trzeci raz w tym miesiącu!  -  Prawie nic nie pamiętam. Jak poszłam spać?
  -  Problemów nie sprawiałaś, grzecznie zwróciłaś kolację i dałaś zaprowadzić do łazienki. Nie mam zastrzeżeń.
  -  Boże, więcej nie piję!
  -  Jaaaaaasne - wtrąciła się Pierre przecierająca oczy.  -  Tak, jak rzucasz palenie i się odchudzasz od miesiąca?
Monika zabiła ją wzrokiem i wróciła do chrupania płatków, przed tym rzucając w nią miło jogurtem naturalnym.
  -  Zamknij się, blondynko.
Przede mną jeszcze dwa dni weekendu, ale nie mam żadnych pomysłów, jak go spędzić. Powinnam się uczyć, jednak perspektywa możliwej dzisiejszej imprezy wygrała z wizją stosu książek. Kurczę, takie rzeczy się wczoraj prawie wydarzyły, a ja mam ochotę dalej się bawić? Trudno. Pewnie nie mam mózgu.
Dziewczyny zostały u mnie do południa, umówiłyśmy się na wieczór, a ja jednak postanowiłam się pouczyć. Zrobiłam delikatną zieloną herbatę, wyłączyłam Twittera, Facebooka i  -  przede wszystkim  -  muzykę One Direction zastąpiłam cichymi nokturnami Chopina. Matematyka szła opornie, jak zawsze, ale rok sam się nie zaliczy. Uporałam się ze wszystkimi przedmiotami w trzy godziny, szwendałam się chwilę bez celu po domu, lecz nagle do głowy wpadł mi ciekawy pomysł. Szybko wskoczyłam w szare dresy, narzuciłam ciepłą bluzę, włączyłam 1D na słuchawkach, po czym wyszłam pobiegać.
Musiałam wyglądać komicznie, biegnąc w rękawiczkach i szaliku po zaśnieżonych dróżkach. Kto normalny uprawia jogging zimą? Kocham biegać, zawsze sprawiało mi to przyjemność. Ten stan, kiedy już naprawdę myślisz, że nie masz sił, ale pokonujesz bariery i biegniesz dalej. Czuję wtedy, że mogę osiągnąć wszystko. Myślałam przez te czterdzieści minut o wielu rzeczach  -  rozpadzie jedynego związku, jadłospisie na jutro, kiedy mama zacznie bywać w domu, egzaminach, przyjaciółkach, One Direction... Wysiłek fizyczny rozjaśnił myśli, łatwiej było dojść do konstruktywnych wniosków czy rozwiązań niektórych problemów. Postanowiłam zacząć więcej czytać, znów, gdzieś zatraciłam miłość do literatury. Zaplanowałam wycieczkę do biblioteki na jutro, ułożyłam "wirtualną" listę zakupów, pozachwycałam się głosami 1D w uszach, ale biegnąc i rozmyślając o tym wszystkim nie zauważyłam słupa. Wpadłam w niego z impetem, przewróciłam się do tyłu, a przed oczami przeleciała mi na sto procent cała konstelacja. Masowałam właśnie rosnącego guza, kiedy usłyszałam za sobą śmiech i dźwięk jadącego samochodu. Ulicą przejechało duże czarne volvo, w otwartym oknie zobaczyłam... Liama Payne'a. Tak, to był Liam Payne. To na pewno był Liam! Znam przecież ten śmiech... Ta chwila trwała niestety tylko ułamek sekundy, więc zaczęłam mieć wątpliwości co do prawdopodobności tego obrazu. Przypomniałam sobie, że nadal siedzę na ziemi i chyba przemokły mi dresy. Zebrałam się i trudno, z mokrą pupą pobiegłam w stronę domu.

***

Przez całą drogę do domu, wchodzenie po schodach, branie prysznica a nawet robienie siusiu nie mogłam przestać myśleć o tym, co zobaczyłam! Przecież to było niemożliwe. N i e m o ż l i w e, Nicole! Stop. Zatrzymaj się tu. Powstrzymaj myśli od dzikiego galopu w stronę obłędu. Kurczę, była już osiemnasta! Nawet potrząsnęłam kilka razy budzikiem, żeby sprawdzić, czy się nie zepsuł. Nie. Działał. Naprawdę osiemnasta. Za godzinę będzie Monika z Mike'em, Pierre z jakąś nową zdobyczą z wczoraj i paru znajomych. Muszę się ogarnąć! W wielkiej męskiej koszulce z potarganymi mokrymi włosami i bez choć odrobiny makijażu nie byłam zbyt seksowna.Kurczę, nawet nie wiem, czy szykuje się domówka czy klub. Cicho liczyłam na domówkę, więc pomalowałam się delikatnie i tak samo ubrałam. Zaraz, czy Mat w ogóle jest w domu?
  -  Młody!
  -  Zamknij się, przerwałaś mi, jesteś nienormalna?!  -  Wychylił się ze swojego pokoju. Odetchnęłam z ulgą. A gdzie mama? Zadzwoniłam do niej. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty sygnał, poczta głosowa. "Zadzwoń." Pewnie na spotkaniu... Wtedy nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam tak myśląc.

***

Piję kolejnego drinka, jest druga w nocy. Od godziny siedzimy w pubie, jestem już strasznie pijana i naćpana. Tak, znów wciągałam, spotkałam w łazience jednego z moich "dostawców" i trudno, posypał mi kreskę. Nie wiem do końca w sumie, co się dzieje. Monia i Pierre wiedzą, co ze mną jest, a ja w to wbijam. Wbijam we wszystko wokół. Niedługo zwinę się do domu, przykryję kołdrą i poużalam nad życiem, bo po takiej fecie jak dziś na pewno nie zasnę jeszcze przez dwa dni.
Podnoszę się z ławy, na której siedzimy (w tym barze jest właśnie taki klimat  -  ściany z czerwonej cegły, ławy, gotyckie okna i tak dalej), narzucam kurtkę całuję wszystkich w policzki, wychodzę. Wiem, że M. i P. dziś też przyjdą. Idę ciemną uliczką, pada śnieg, palę papierosa, czuję nadal tą fetę, chciałabym coś zrobić, ale nie mam pomysłów. Staram się opanować, iść prosto do domu.
  -  No proszę, znów się spotykamy, tym razem jesteś bezpieczna...  -  usłyszałam za sobą.
  -  Nie byłabym taka pewna, czy bezpieczna  -  zamruczałam pod nosem.  -  Znamy się, kurwa?  -  Mam dosyć frajerów, którzy zaczepiają mnie w nocy tylko dlatego, że mam na sobie krótkie spodenki i cienkie rajstopy i idę sama.
  -  Uratowałem cię wczoraj. Ładnie się odwdzięczasz.
Rzeczywiście, głos kojarzę, ale jestem tak naćpana, że nie bardzo coś do mnie dociera.
  -  No możliwe, ale dzisiaj nie mam kłopotów panie pojawiam-się-w-najmniej-oczekiwanym-momencie. Wybacz, nie jestem w stanie rozmawiać. Dobranoc.
Chciałam tylko pójść do domu zahaczając o monopolowy i zamknąć się w pokoju z butelką jakiegoś wina i muzyką... W świetle latarni zauważył moje źrenice.
  -  Maleńka, jesteś pijana i coś brałaś. Jako mężczyzna nie mogę zostawić cię samej.
  -  Jako mężczyzna może chcesz mnie wykorzystać. Jesteś znów w kapturze.
  -  Może jestem uosobieniem Franka z "Donnie Darko"?
  -  Ups, to muszę stąd spierdalać. Nie mam ochoty na przepowiadanie końca świata. Mój już nie żyje, a ten tu na maksa mnie nie interesuje.
  -  Okej. Zdejmę kaptur, ale pamiętaj, że wtedy będziesz musiała ze mną pójść. Jeśli się teraz nie zgodzisz, jak mnie zobaczysz i tak pójdziesz. Tak myślę. Tak wnioskuję. Tak słyszę.
Zsunął kaptur uśmiechając się. Miał rację, tak słyszał. Stał przede mną Liam Payne.
W słuchawkach cicho grało Save you tonight.
Zemdlałam.

piątek, 5 kwietnia 2013

1.

  - Nicole, w tej chwili przestań obrzucać panów robotników śnieżkami. Nie masz pięciu lat.
  - Naturlich, jawol! - Rzuciłam ostatnią śnieżkę, która widowiskowo uderzyła w środek czaszki pana robotnika na drabinie, otrzepałam rękawiczki i usiadłam obok Moniki na ławce. Tak zazwyczaj wyglądały nasze lekcje wfu zimą, ale odkąd w lewe skrzydło szkoły jest w remoncie zawsze gramy na punkty w "traf pana robotnika w głowę, a później udawaj, że to nie ty".
Jestem Nicole, mieszkam w Londynie, chodzę do ostatniej klasy szkoły średniej, mam osiemnaście lat. Kiedy rozpoczynałam naukę w Londynie w wieku jedenastu lat nie przewidywałam, że tak potoczy się moje życie, jednak z biegiem czasu przekonałam się, że przeprowadzka do Wielkiej Brytanii zapoczątkowała piękną przygodę, której ja byłam główną bohaterką.
Mieszkam z mamą, psem, dwoma kotami i młodszym bratem przy Kennington Road w domku jednorodzinnym, moja mama jest zapracowaną kobietą biznesu, brat niedawno odkrył gry komputerowe i ma ambicje zostać kolejnym Markiem Zuckerbergiem, pies nazywa się Kobalt i chyba jest autystyczny, dwa koty - Albert i Krzysztof i na końcu ja, brunetka, niewysoka, zielonooka, niepunktualna i uzależniona od kofeiny.
Ostatnio odkryłam z Moniką i Pierre jakiś idiotyczny boysband o nazwie One Direction. W sumie nie przyznawałam im się, ale cały czas słucham jednego z ich albumów, chociaż dziewczyny się z nich śmieją. Było mi trochę głupio, bo zawsze to ja uchodziłam za "tą wulgarną i niewychowaną Nicole", która bezczelnie wyśmiewała wszystko dookoła, a tu nagle wzdycham do plakatu jakiegoś chłopaka w obciślejszych spodniach niż ja i białym T-shircie. Uch, trudno, może po prostu chciałabym naprawdę przeżyć ten nastoletni etap platonicznej miłości, motylków w brzuchu i kupowania sobie różowych opasek, a nigdy nie miałam takiej okazji.
  - Nikky! - krzyknęła Monika z błyskiem w oku. O nie, znam tę minę. - Jest piątek, twoja mama pracuje, robimy coś? Mike wspominał, że przyjeżdża do niego kuzyn, mógłby też wziąć paru kolegów, ja zadzwonię po Natalie i Sam, wypijemy coś, może pójdziemy do klubu. Co ty na to?
Mój los był przesądzony. Ona i tak doprowadzi to do skutku. Nie było sensu się sprzeciwiać.
  - Dobrze - zgodziłam się potulnie. - Pierre, będziesz?
Moja rudowłosa przyjaciółka podrapała się po nosie, skrzywiła, ale po kilku sekundach kiwnęła głową. W myślach podziękowałam Bogu, kilka godzin z Moniką klejącą się do Mike'a i jego zakochanych we mnie kolegach byłoby udręką. W tym wypadku widziałam wiele plusów, spalę z Pierre kilka blantów, miło spędzę wieczór, może jeśli naprawdę coś wypijemy nawet w klubie dobrze się pobawię.
 - No, dziewczyny, lecę, podgrzeję obiad Tomowi i trochę ogarnę, jak ma ktoś dziś przyjść. - Pocałowałam je w policzki, pożegnałam się z koleżankami z klasy i nie czekając na dzwonek ruszyłam w stronę domu. Założyłam słuchawki, na bezpiecznym gruncie włączyłam sobie One Direction i odpaliłam fajkę. Usiadłam na przystanku czekając na autobus i powstrzymując się od nucenia do rytmu. Po głowie chodziło mi bez ustanku "I want you to rock me, rock me!", ale nie wypada przy ludziach...
Wchodząc do domu rzuciłam torbę, buty, kurtkę i słuchawki na podłogę, przywitałam się z Kobaltem, Alfredem i Krzysztofem, po czym od razu włączyłam głośno zapętloną playlistę One Direction. Co się ze mną dzieje?
Tańczyłam w samej bieliźnie w tym samym czasie sprzątając i podgrzewając spaghetti Tomowi, który jak zwykle zamknął się w swoim pokoju od razu po powrocie ze szkoły i zaczął programować. Dobry z niego dzieciak, ale ostatnio nie ma kontaktu ze światem. Postawiłam przed nim talerz, rzucił mi nieobecne "dzięki" i zostawiłam go samego z komputerem. Wstawiłam zmywarkę, poodkurzałam, wytarłam kurze, chyba na dziś wystarczy, było w miarę czysto. Szybko wzięłam prysznic, pośpiewałam trochę do dezodorantu wyginając się szalenie do rytmu "Na na na", zrobiłam makijaż, okazało się, że już 18, zaraz przyjdzie Monika z Mikem i tym jego kuzynem, więc usiadłam przed telewizorem, malowałam paznokcie słuchając relacji z koncertu chłopaków w Londynie. Słysząc domofon, szybko przełączyłam program na jakieś głupie reality show.
Monika władowała mi się do domu rozchichotana, ciągnąc za sobą Mike'a i kolegów. Od razu zauważyłam, że palili przed przyjściem. Przywitałam się ze wszystkimi, wpadł mi w oko jeden z kolegów chłopaka mojej przyjaciółki - Jake, wysoki brunet. Miał niewiarygodnie zielone oczy. Uśmiechnęłam się do niego najbardziej uroczo, jak potrafiłam, choć w moim wypadku pewnie nie wyszło.
  - Kiedy będzie Pierre? - zapytałam spostrzegając, że jeszcze nie przyszła.
  - Dojedzie za godzinę, jest na kolacji z rodzicami - odparła Monika i rzuciła się na moją kanapę biorąc ze sobą Mike'a. Położyli się przytuleni i spaleni śmiali się z moich żarówek w żyrandolu. Szybko skręciłam blanta, żeby poprawić sobie humor, a kolegów wysłałam do sklepu po kilka piw.
  - Jak tam, Mike? - zapytałam sklejając bletkę, zawsze byliśmy dobrymi przyjaciółmi.
  - No wiesz, spoko. Mam najpiękniejszą dziewczynę na świecie - pocałował Monikę w nos - ale mama cały czas kłóci się z Rickiem, chyba w końcu się rozstaną. To już jej piąty chłopak w ciągu pół roku, a szkoda, bo zaczynałem go lubić.
Mama Mike'a miała tendencję do zmieniania facetów jak rękawiczki. Jeśli cokolwiek jej nie pasowało, nie ukrywała tego i zostawiała każdego po kolei. Szukała ideału, ale osobiście uważałam, że musi wreszcie zaakceptować fakt, że mężczyźni mają wady.
  - Hm, Rick jest w porządku. Za to moja mama nadal jest zakochana tylko w tych swoich liczbach i papierach z banku.
  - No tak, jest okej, ale tu chodzi o jej szczęście, nie mam nic do gadania. - Zabrał mi blanta i ściągnął kilka buchów. - Przynajmniej twoja mama nie sterczy cały czas nad tobą i nie pilnuje, żebyś się uczyła i sprzątała. Nie tęsknisz za nią czasem?
  - Kiedyś chciałam, żeby była z nami w domu i przestała tylko pracować, ale chyba to kwestia przyzwyczajenia. Mam spokój i szybko się usamodzielniłam.
Przygasiłam pół jointa, odłożyłam do popielniczki, a w tym czasie nasi muszkieterzy wrócili ze sklepu. Ktoś rzucił mi piwo, otworzyłam je i zapatrzyłam w "The Jerry Springer Show". Boże, co za idiotyczny program. Wzięłam pilota, zaczęłam przerzucać kanały, nagle Monika zerwała się na nogi i krzyknęła:
  - O, zostaw, zostaw! Wiesz, że polubiłam te One Direction?
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem, a po chwili odetchnęłam z ulgą.
  - W sumie, ja też. Może i to nie moje klimaty, ale całkiem dobrze się tego słucha.
  - Niall jest mega przystoj... - Niestety nie dane było jej dokończyć, bo Mike zapchał jej usta swoimi całując namiętnie. No tak, ucierpiała jego męska duma. Chociaż, jakby się przyjrzeć, Mike jest podobny do Nialla. Też ma blond włosy, ale zawsze rozczochrane, niebieskie oczy i lubi się tak samo ubierać. W sumie nie wiem, czemu go polubiłam, od zawsze stroniłam od takich chłopaków, Monika też - wolała typ zbuntowanego chłopaka w skórzanej kurtce i ciężkich butach, ale Mike jest najbardziej wrażliwym mężczyzną, jakiego spotkałam, jest opiekuńczy i odpowiedzialny. Nie dziwię się, że się zakochała. Może ja też powinnam rozejrzeć się za miłością?
W tym momencie przysiadł się do mnie Jake. Spojrzałam na niego, uśmiechnęłam się, chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi:
  - Wypijesz ze mną piwo?
To proste zdanie bardzo we mnie trafiło, wyczułam, że jest bezpośrednim chłopakiem.
  - Jasne - odparłam. - Jestem Nicole, Nikky.
  - Jake. Możesz mówić mi "kochanie".
Roześmialiśmy się, on też chyba już palił. Świat po marihuanie jest piękny. Rozmawialiśmy popijając piwo - ja Somersby, on jakieś jasne pełne. Był uroczy i bardzo inteligentny, ale trudno jest skupić się na konkretnym temacie, kiedy jest się spalonym.
  - Masz chłopaka? - zapytał nagle.
  - Nie - odparłam zaskoczona. - Czemu pytasz?
  - Tak tylko. Taka śliczna dziewczyna i nie ma chłopaka?
Uśmiechnęłam się pod nosem. Pewny siebie, lubię takich. Chyba jednak ten wieczór nie będzie taki zły. Monika w tym czasie włączyła jakiś program muzyczny, na którym było popołudnie z One Direction. Wstała z kanapy, pociągnęła mnie za sobą i po chwili tańczyłyśmy do rytmu "Magic", śmiałam się do niej głośno, cały czas czułam na sobie wzrok Jake'a. Zrzuciłam sweterek, tańczyłam już tylko w bokserce, krótkich spodenkach i zakolanówkach. Stwierdziłam zawstydzona, że naprawdę chciałabym mu się podobać.
Usłyszałam domofon, ucieszona otworzyłam Pierre drzwi.
  - A wy co tak grzecznie? - rzuciła na powitanie. - Spodziewałam się tu co najmniej Projektu X! - Dała nam buziaki, usiadła i zrobiła sobie, mi i Monice drinki. - To co, wypijemy i możemy iść do Face Clubu, co wy na to?
  - Tak! - krzyknęłam z entuzjazjem i wlałam w siebie całą zawartość szklanki naraz. - Mam straszną ochotę potańczyć.
Pierre spojrzała na mnie uważnie.
  - No, Nikky, nie przesadź z alkoholem. Pamiętasz, jak ostatnim razem się skończyło? Ledwo wsadziłam cię do taksówki.
Rzeczywiście, ostatnio naprawdę przeholowałam. Dzisiaj muszę wziąć się w garść.
  - Spokojnie, spokojnie. - Związałam włosy w dwa kucyki i opatuliłam się szczelnie sweterkiem, zakrywając dekolt. - Założyć też spódnicę po kolana?
Pierre zakrztusiła się dymem z blanta ze śmiechu, jednak szybko spoważniała i powiedziała:
  - Wiesz, o co mi chodzi. Martwię się.
Wiedziałam, miałam już niezłe przygody z alkoholem. Ma rację, przystopuję.
Zaciągnęłam moje przyjaciółki do pokoju, żeby się wystroić, bo byłyśmy ubrane niezbyt wyjściowo, zwłaszcza Monika w jej luźnej bluzie i czarnych leginsach. Szybko założyłyśmy jakieś spódniczki, Pierre wyglądała oszałamiająco w mojej czarnej skórzanej sukience i butach na obcasie. Ja wybrałam króciutkie czarne spodenki i prześwitującą białą koszulkę z nadrukiem, do tego czarne zakolanówki i lity, a Monika dżinsową spódniczkę i śliczną koszulę w kratę. Poprawiłyśmy makijaż, Pierre trzy razy przypominała mi "Nicole, nie pij za dużo", po czym wyszłyśmy do naszych towarzyszy.
Jake zagwizdał na nasz widok, Mike z powrotem przykleił się do Moniki, ja wzięłam torebkę, klucze, powiedziałam Tomowi, że wychodzimy, ale nie sądzę, żeby zauważył chociaż, że ktokolwiek tu był. Pojechaliśmy na trzy taksówki, w jednej ja, Jake, Pierre i Jeremy, w drugiej Monika z Mikiem i Robem, a w trzeciej trzech kolegów, których imienia zapomniałam. Wysiadłam i pierwsza ruszyłam do drzwi, zapłaciłam za wejście, po czym nie czekając na resztę szybko udałam się do baru. Zamówiłam sobie wódkę ze Spritem, pociągnęłam kilka łyków rozglądając się po parkiecie, ale nikogo ciekawego nie zauważyłam. Odstawiłam szklankę, weszłam w środek tłumu i zaczęłam ruszać się do wręcz ogłuszającej muzyki. Po chwili dołączyli do mnie Pierre i Jake, uśmiechnęłam się do nich i położyłam ręce na ramionach przyjaciółki.
Kocham tańczyć, uwalnia mnie to, od zawsze głośne imprezy były moim żywiołem. Poczułam dotyk Jake'a, Pierre też wypatrzyła kogoś znajomego wśród ludzi, odwróciłam się do niego. Był bardzo dobrym partnerem, coraz bardziej mi się podobał.
Usiedliśmy przy moim ulubionym stoliku, szybko dołączyli do nas nasi znajomi, ktoś zamówił wódkę. Pierwsza polałam wszystkim, wypiłam i szepnęłam do Moniki, że można iść dopalić tego blanta przed klub. Ona nie mogła odkleić się od Mike'a, ale za to mój obiekt zainteresowania był chętny. Wzięłam go za rękę i szybko zeszliśmy na dół.
Odpaliłam, zaciągnęłam się kilka razy, już chciałam podać jointa Jake'owi, ale on nagle mocno mnie pocałował. Staliśmy w niewielkim tunelu między blokami mieszkalnymi, było bardzo ciemno, ja trzymałam w jednej ręce blanta, w drugiej zapalniczkę i nie wiedziałam, co zrobić, więc oderwałam się od niego.
  - Daj spokój, lubię cię, ale nie chcę teraz.
Nie wydawał się przejęty moimi słowami, spróbował pocałować mnie drugi raz, wykorzystał moją chwilę słabości, wytrącił mi wszystko z rąk, po czym mocno przycisnął do ściany i podejrzanie jego dłonie powędrowały do guzika moich spodenek. Próbowałam go odepchnąć, ale był bardzo silny. Szybko zsunął ze mnie spodenki, paraliżował mnie strach, nie byłam w stanie nawet krzyczeć, kiedy oderwał się od moich ust, zaczął rozpinać mi stanik, a ja nie mogłam wydobyć z siebie żadnego głosu, starałam się szarpać, ale czułam się, jakbym wrosła w ziemię. Dotarło do mnie co się stanie, jeśli zaraz ktoś tędy nie przejdzie albo ja nic nie zrobię.
Nagle zobaczyłam kątem oka wysoką postać zbliżającą się do nas, ale Jake jej nie zauważył, był zbyt zajęty nieudolnym zdejmowaniem mi bluzki jedną ręką, bo drugą trzymał moje dłonie, żebym się nie szarpała, ja byłam już bezwładna, nie miałam sił się bronić. Osoba, którą zobaczyłam odepchnęła mocno chłopaka, aż upadł dwa metry dalej. Podźwignął się szybko na nogi, ale ja zdążyłam odzyskać trochę władzy w ciele. Założyłam wszystko, co Jake ze mnie zdjął. Ten ktoś mocno kopnął go w brzuch, na co ten zaczął zwijać się na ziemi.
  - Wszystko w porządku?
  - Tak... - odparłam roztrzęsiona. - Dziękuję. Gdybyś się nie pojawił, nie wiem, co by się stało.
  - Nie masz za co dziękować. Każdy zrobiłby to samo na moim miejscu.
Po głosie poznałam, że chłopak był młody, miał najwyżej dwadzieścia lat, ale stał w kapturze, a było już późno i cienie padały na jego twarz, więc nie wiedziałam, jak wygląda.
  - Jesteś śliczna i zgrabna - rzucił. - Nie powinnaś kręcić się z kimś takim o tej godzinie w takich miejscach.
  - Byliśmy w klubie i wyszliśmy, żeby... Zresztą, nieważne, nie chcę o tym rozmawiać. Chyba odpuszczę sobie dzisiaj resztę imprezy. - Nadal czułam się okropnie, czułam na ciele obce ręce Jake'a, których wcale nie chciałam do siebie dopuszczać. - Wrócę do domu, tylko wezmę moje rzeczy z Face Clubu i powiem znajomym, że jadę. Dziękuję jeszcze raz.
W tym momencie Jake wstał i zbliżył się do nas. Mój wybawca widząc go uderzył go jeszcze raz pięścią w twarz. Chłopak zatoczył się, a kiedy odzyskał równowagę przejechał ręką po ustach, zcierając krew.
  - Jednak nie jesteś taka łatwa - powiedział z pogardą. - Widać, że plotki nie były prawdziwe. Podobno kiedyś byłaś niezłą kocicą.
  - Odpierdol się, Jake.
Odszedł w stronę postoju taksówek.
  - Cześć i dziękuję - pożegnałam się i poszłam do klubu.
  - Hej, zaczekaj! - usłyszałam za sobą. - Dasz mi swój numer? Albo wiesz co, masz tu mój. - Szybko zapisał kilka cyfr na odwrocie jakiejś wizytówki i włożył mi do kieszeni spodenek. - Zadzwoń, nie tylko w razie kłopotów.
Uśmiechnęłam się, jednak wiedziałam, że nie zadzwonię. Po dzisiejszej przygodzie ochota na romans odeszła mi całkowicie.
Wzięłam kurtkę z szatni, podeszłam do dziewczyn i powiedziałam:
  - Słuchajcie, idę do domu. Jakbyście nie miały gdzie spać, jak znudzi wam się tutaj, możecie przyjść do mnie, tylko zadzwońcie, żebym się obudziła i wam otworzyła.
  - Nicole, co ci się stało?!
Przejrzałam się w lustrze wiszącym na ścianie. Rzeczywiście, byłam rozmazana i brakowało mi kilku guzików w sweterku, a rajstopy wyglądały jak jedna wielka dziura.
  - Nic, nieważne. Już dobrze. Porozmawiamy jutro. Chcę zostać sama.
Przyjaciółki uszanowały moją decyzję, ale wiedziałam, że jutro czeka mnie nieunikniona rozmowa, a może nawet odbędzie się dzisiaj w nocy. Zawsze przychodzą, kiedy coś jest nie tak.
Wsiadłam do taksówki, podałam adres, droga minęła bardzo szybko. Wchodząc do domu chciałam już tylko zmyć z siebie brutalny dotyk Jake'a i położyć się spać. Kobalt obwąchał mnie dokładnie, chyba wyczuł obcy zapach. Zrzuciłam z siebie ubrania, odkręciłam wodę pod prysznicem i już po chwili moje ciało pieścił delikatnie owocowy żel pod prysznic, kojąc zmysły. Czułam się zmęczona i wykorzystana, mimo, że do niczego szczególnego nie doszło. To było okropne. Dlaczego tak trudno jest zaufać ludziom, większość z nich zawsze zawodzi. Chyba już nigdy się nie zakocham. Moje przygody z miłością były wątpliwe za czasów, kiedy miałam problem z narkotykami, pewnie właśnie o tych wydarzeniach słyszał Jake. Rzeczywiście, nie szanowałam się zbytnio...
  - Nikky, to już za tobą - powiedziałam do siebie. - Teraz jest tylko lepiej.
Właśnie tak, nie powinnam roztrząsać przeszłości. Zmyłam z siebie wspomnienie dzisiejszej nocy, założyłam różową koszulkę do spania i wiedząc, że czeka mnie tylko kilka godzin snu, bo przyjdą Monika i Pierre przytuliłam się do pluszowego misia i prawie od razu zasnęłam przy cichym akompaniamencie głosów One Direction, które włączyłam sobie z głośników.